Postaraj się przeżyć

Edit z 01.04.18 - nie myślałam, że opublikuję tutaj taki post, ale gdzieś trzeba. Potraktujcie to jako dumanie nieznaczącej istoty żywej nad swoim własnym losem. Dziękuję za szacunek i z poważaniami - żegnam ozięble.


Edit2 z 02.04.18 - chciałabym nawiązać do przeczytanego chwilę temu komentarza, o tym że rzekomo jestem 'ładna'. Już pomijam fakt, iż na ukazanych zdjęciach nie widać mojej twarzy, ale mniejsza o większość. Robię masę głupich rzeczy w kwestii wyglądu aby przypodobać się samej sobie. Są dni gdy najzwyczajniej w świecie, jak człowiek, nie jak wykreowana i idealna maszynka z ultra pięknego Instagrama, zdarza mi się ponarzekać. Bo to jest LUDZKIE i NATURALNE. W poniższym poście nawiązałam do osób, które zdaje się, że narzekanie na siebie zaczęły traktować już jako hobby i powtarzając to samo w kółko zniechęcają do siebie innych. A potem wielkie zdziwienie, że nikt nie chce ze mną rozmawiać, bo cały czas coś jest nie tak. Co jest w takim razie ze mną nie tak? Cały czas mówię o jedzeniu. Mogę mówić tylko o nim i o niczym innym. O zawartości cukru w potrawach, o indeksie glikemicznym, o kaloryczności. I ludzi to męczy. Mnie to męczy. Ale za każdym razem, gdy ciśnie mi się na usta żeby cokolwiek napomknąć o tym, czego to ja nie jadłam wczoraj na obiad, mam w głowie: 'hej, weź się w garść, bo ludzi to wcale nie interesuje'. To cholernie trudne, ale chęć uwolnienia się od jedzeniowych myśli jest znacznie silniejsza, więc każdego dnia próbuję. Tak samo jest z tym całym narzekaniem na wygląd. Nie ma czegoś takiego jak ideał piękna. A jeśli już ktoś się uprze, że takowy istnieje - jest to Twój własny ideał. Indywidualny. Nie maluję się już od paru miesięcy mimo pogorszenia się cery, bo jest mi to niepotrzebne do szczęście i nie mam zamiaru wyglądać jak dzisiejsze nastolatki, po prostu staro i z brwiami od linijki. Błagam Was kochani - nigdy, ale to przenigdy się nie porównujcie, z nikim. Ty jesteś niepowtarzalną jednostką na tym świecie i tylko Ty tak wyglądasz. Jeśli czegoś nie da się definitywnie zmienić - próbuj to zaakceptować. Nie krzyczę od razu - ZAAKCEPTUJ KONIEC KROPKA. Próbuj. Tak jak ja każdego dnia próbuje trzymać się diety. Nie zmienię swojego wysokiego czoła, nie wyprostuję sobie nosa, nie powiększę oczu. Ale codziennie próbuję to zaakceptować. Zdecydowanie od określenia 'ładny' wolę 'wyjątkowy'. Trzymajcie się wszyscy ciepło.




(21.03.18)
Spontanicznie. Bez zastanowienia. Tak jest najlepiej.

Witam w kolejnym poście! (Entuzjastyczne przywitanie zawsze na propsie.)

Dzisiaj pierwszy raz jestem w stanie powiedzieć - dzień się udał. Wstałam rano, dokładnie o szóstej dziesięć po czterech godzinach snu. Od razu ubrałam się, przemyłam twarz wodą i zrobiłam sobie moje ultra odjechane w kosmos śniadanie - serek wiejski ze zmiksowanymi, świeżymi truskawkami, wszystko obsypane płatkami owsianymi i udekorowane blanszowanymi migdałami. No i banan. Lepiej być nie może.

***


*** 

Z okazji pierwszego dnia wiosny mogliśmy się ubrać do szkoły na zielono, a obowiązek zakładania niebieskiej polówki, która służy za mundurek, na ten dzień został zniesiony. Jeśli jesteśmy już przy szkole - nienawidzę swojej szkoły. (Cóż za nowość wśród młodzieży.) Imiennie się wypowiadać nie zamierzam, bo szanuję sobie tę szkołę jako budynek i instytucję, natomiast to co dzieje się ze mną, gdy wchodzę do tej szkoły? Mówią - gdzie indziej jest to samo. Zdecydowanie za dużo wyrazu ‚szkoła’ jak na jeden akapit. Lubię kiedy wymaga się czegoś ode mnie. Uwielbiam produktywnie pracować i się rozwijać. No bo hej, przecież po coś jednak żyjemy. Pozwólmy światu iść do przodu. (chociaż i tak mam wrażenie, że pędzimy bez zastanowienia). Chcę się rozwijać. Ale nie kiedy natłok i ilość wiedzy przyswajanej codziennie, wydawałoby się - bezużytecznej, zabiera cenne miejsce w moich zwojach mózgowych, a nauczyciel ma swoje widzi mi się, że to właśnie jego przedmiot jest najważniejszy. Myślę, że to nie jest żadna nowość, odkrycie wszech czasów i nie tylko mnie ten fakt dobija, a ręce już całkowicie opadły do ziemi. Niby uczymy się całe życie - zgadzam się. Powiedziałabym, jestem za a nawet przeciw. Posiadani wiedzy i umiejętność wykorzystania jej w praktyce jest naprawdę bezcenna i jestem wdzięczna każdej jednostce, która przyczyniła się do tego, że mam możliwość uczyć się. (Skup się, bo jak na razie wypowiedź ta zmierza donikąd.) Ale pomijając już sposób nauczania, podejście człowieka do człowieka, budowanie relacji, zapał do pracy i zwykłą, ludzką radość - ach właśnie, a propo ludzi - mam dosyć ludzi. Nie lubię ludzi. Ot co. Czasem wydaje mi się, że nie mają nic ciekawego do powiedzenia i tylko jakieś bezmyślne, puste dźwięki wydobywają się z ich ust, od czasu do czasu skierowane do mnie, byleby tylko cośkolwiek powiedzieć. Cokolwiek. Żeby zwrócić na siebie uwagę. Poszukiwacze pożądanej przez młodzież atencji? Może też macie podobne wrażenie. Takie bełkotanie na prawo i lewo o sprawach przyziemnych i mało istotnych. Szeptanie, szmeranie, plotkowanie, gawędzenie, wymiana argumentów, nawet przy podwyższonym tonie głosu, a to tylko po to, żeby drugiego człowieka zanudzić na śmierć. Może to i dobrze?


***

Kiedy już nabywam rano tego dobrego humoru, najlepiej jeszcze gdy promienie słońca wpadają do salonu przez ogromne okna - wtedy już mogę śmiało powiedzieć - jestem szczęśliwa. Napawam się tą wewnętrzną nirvaną i niespodziewaną, raczej rzadko spotykaną u mnie, chęcią do życia. Kojarzycie może te dni kiedy w s z y s t k o   m a   b y ć   c a c y? Lubię te dni. Zawsze przychodzą niespodziewanie i znienacka. Pojęcie szczęścia jest szerokie jak stąd na księżyc, a samo w sobie szczęście często krótkotrwałe i ulotne także stwierdzenie, iż jestem szczęśliwa może być pojęte na pierdyliard różnych sposobów. Jest mas rzeczy, która daje mi radochę, ale nie na tym mi się teraz rozwodzić. Najprościej jak potrafię - rano się cieszę, rano mi się chce. Liczę, że gdy minę mury budynku, w którym pół dnia przesiedzę słuchając wyżej wspomnianych bełkotów, to nadal będę szczęśliwa. Codziennie mówię sobie: ‚Hej! Dzisiaj będziesz miła dla ludzi. Dzisiaj będziesz się śmiać z innymi i normalnie odpowiadać. Będziesz się cieszyć z pięknego dnia, nie ważne gdzie jesteś. Chociaż ten jeden raz, a nóż się uda.’ 
Ulotne. I to jak bardzo. W szkole czuję, że jest mnie dosłownie pół. Ta druga połówka zostaje gdzieś indziej, mogę tylko gdybać gdzie. W jakiś nieoczekiwanych i wyjątkowych momentach takich jak wspomniany idealny, słoneczny poranek jestem całością. Utracona w szkole połowa mnie niespodziewania wraca i pozwala cieszyć się tym co jest. Najzwyklejszą w świecie chwilą.

***

Ta pierwsza połowa jest niczym. Zwykła, obojętna. Dla wszystkich identyczna i bez wyrazu. Czasem chamska i opryskliwa, o zgrozo, ale nie pozwolę sobie wejść na głowę po raz kolejny. Doświadczyłam już wykorzystywania. Podziękuję. Połowa, która gdzieś głęboko liczy, że ludzie przestaną codziennie narzekać na swój ‚brzydki ryj’, ‚grube nogi’, ‚okropne włosy’ i te inne wymyśle ,mankamenty'. Połowa ta chciałaby tworzyć całość z tą drugą - ale taką szczęśliwą całość. Wiecie czego mam tak naprawdę dosyć? Nie szkoły, nie ilości nauki... tego, że ludzie nie potrafią powiedzieć o sobie dobrze. Wchodzę rano do kuchni robić sobie moje śniadanko żeby się turbo doładować na cały dzień, i nalewając wody do szklanki mówię mamie: ‚Jejku, ładnie dziś wyglądam.’
Dlaczego, gdy jestem w szkole muszę słuchać jak bardzo ktoś jest nieszczęśliwy? Dlaczego muszę wysłuchiwać samokrytyki i negatywnych opinii? Dlaczego to wszystko musi niszczyć moją połówkę, która kiedyś była miła dla innych. Lubiłam ludzi, ale odkąd zaczęli mówić do mnie źle o sobie - przestało mi się to podobać. Człowieku - weź się o g a r n i j. Chyba, że narzekanie na wszystko jest dla Ciebie przyjemnością - proszę bardzo. Idź i jęcz. Ale z dala ode mnie.
Skoro jest Ci źle - zrób coś z tym. Bo można. W ogóle można wiele rzeczy, ale chyba nie zdajemy sobie z tego sprawy.

***

Pierwszy raz dzisiaj na zajęciach artystycznych z tańca zostałam zaproszona przez chłopaka do zatańczenia czaczy. I tak, moje nogi genialnie wyglądały w czarnych legginsach sportowych, a z owym chłopakiem tańczyło mi się przewybornie. Dlaczego nikt nie może przywitać mnie rano i powiedzieć mi, tak mi, że ładnie dzisiaj wygląda. Dlaczego ludzie pytają się, oczekują odpowiedzi pozytywnej, ale i tak w ich głowach siedzi to: ‚Kolejny dzień jesteś brzydka, kolejny dzień jesteś gruba.’ Dlaczego muszą psuć mój dobry humor zdobyty rano przez swoje narzekanie na wygląd? Coś tu chyba jest nie tak. DLACZEGO NIE MOŻEMY KOCHAĆ SAMYCH SIEBIE?



Komentarze

Popularne posty