Blue lips, Blue veins

Witam serdecznie!
Aj jak ja uwielbiam takie spontaniczne posty o pierwszej w nocy... nieplanowane, przy jednej tylko lampce, gdy najwięcej dziwnych i niepojętych myśli kłębi się w szarych komórkach!
Gdzie to wylać jak nie tutaj?

piosenka

Od czego zacząć? To jest zawsze dla mnie najtrudniejsze - zacząć. Bo jak już się coś zacznie, to potem samo 'leci'. Tak przynajmniej powinno to działać w praktyce. Z okazji iż ostatni post był ubogi w to co chyba najlepsze na tym blogu - fotografie cieszące oko - w tym wpisie pojawią się odgrzebane zdjęcia z jesieni. Nie lubię być wobec siebie krytyczna, ale o tej sesji dobrego zdania nie mam. Próbowałam to ratować wszystkim co się dało. Fakt faktem - kompozycja i pozy nie są wcale najgorsze i wyłapanie perełek jest możliwe, ale... to najwidoczniej nie był mój dzień i tyle. Tak czy siak warto się dzielić nawet 'tym gorszym', a nóż zobaczymy progres później :>.

Trzeci dzień siedzę w domu, bo jakaś grypa się na mnie uwzięła. Najzwyczajniej w świecie czuję się jak przejechana walcem od góry do dołu. Miałam zostać w domu tylko we środę, ale wychodzi na to, że piątek też spędzę na usiłowaniu uzyskania lekcji z dnia poprzedniego. Poza tym - w sobotę przyjeżdża rodzina i wolałabym uniknąć zarażenia kogokolwiek... no i sama dobrze się bawić nie potykając się o własne nogi. Przez te dwa dni zamiast o 6 pozwoliłam sobie wstać o godzinie 8 :>. Nawet nie wiecie jaka to radość się wyspać, zregenerować organizm, po prostu odpocząć od życia. Potem pyszne śniadanko i do grania. Dwie strony koncertu rozpalcowane - jeszcze tylko dwie. Siciliana i pierwsza część drugiego tematu Fantazji nauczona na pamięć... no i Czardasz jako wisienka na torcie. Dziewiąta rano, nikogo nie ma w domu. Tylko ja i moje skrzypce. I bolące palce.

Dzisiaj poszłam z mamą wieczorem do mojej przyjaciółki zamówić tort. Uwielbiam fakt, że Zuzia mieszka dosłownie po drugiej stronie ulicy. To już piętnaście lat od kiedy się znamy... i nadal przyjaźnimy. Co ja gadam... to siostra prawie! No i zawsze ma w domu jakieś pyszne ciasto, które ja musiałam pożreć na kolację... eh. Nie lubię zaczynać jedzeniowych tematów, ale to już jakaś obsesja. Choroba psychiczna? Nie potrafię się nauczyć racjonalności. Tylko takie bezustanne popadanie ze skrajności w skrajność. Nawet mój przyjaciel mnie o tym uświadomił. Wiem bardzo dobrze na ile mnie stać i do czego jestem zdolna, tylko muszę się starać. Chcę - nie staram się.

Z racji tego mojego siedzenia i nic nierobienia wczoraj wyciągnęłam wszystkie swoje panie z Monster High i rozstawiłam po całym pokoju. Uwielbiam ustawiać je w grupach po dwie czy trzy, czasem nawet cztery postacie. Układam je w unikatowych pozach, tak aby razem przedstawiały jakąś scenkę. Szalone? Relaksuje, daje przyjemność. Stwierdziłam, że pora jest też zrobić coś z obrzydliwymi odgniotami na włosach  Spectry i kołtunach paru innych lalek, no i wzięłam się za moczenie. Kandydatki (Lagoona basic, Nefera basic, Spectra basic, Howleen 13 wishes, Robecca basic) zostały rozebrane z drobniejszych dodatków i mniej lub bardziej przeszkadzających części garderoby, i poszły do spa dla włosów. Teraz żałuję, że nie zrobiłam żadnych fajnych zdjęć jak u mnie wygląda wrzątkowanie, mimo że naszykowałam sobie do tego celu telefon. Tak mnie to pochłonęło, że kompletnie zapomniałam. Wypróbowałam coś nowego, myślę ze nie bardzo innowacyjnego, ale zawsze po takiej magicznej terapii odświeżającej lalkom włosy, wycierałam je ręcznikiem i tak otrząsywałam (?) z wody nad wanną. No wiecie o co chodzi. Dzisiaj jednak zostawiłam te włosy całkowicie mokre i tylko lekko wycisnęłam aby je przygładzić i powiem Wam, że efekt jest genialny. W planach mam post dotyczący tego jak wygląda u mnie ta pielęgnacja, czego używam przed wrzątkowaniem albo jak pozbywam się klejogluta.
 Dobra! Przejdźmy może do zdjęć, bo same mi się oczy zamykają... chciałabym coś jeszcze napisać, coś od siebie. Eh. Nie potrafię ładnie wprowadzać nowych tematów, a zawsze chcę żeby mój post był konkretny, zwięzły i przyjemny do czytania. Tyle, że ja nie mogę tu sobie pisać o tym co robiłam między godziną 9 a 10, a potem nagle o tym, że mój kot zmienił kolor sierści na różowy a wszystkie kucyki pony z mojej kolekcji wyemigrowały do Afryki. XD. O - a propo kucyków pony, moja mama była dzisiaj w markecie i przywiozła mi trzy saszetki. Ostatnio wpadło mi trochę pozytywnych ocen z czego jestem bardzo dumna. Stwierdziła, że w sumie należy mi się jakaś nagroda, to jej wspomniałam, że jeśli chce to może kupić mi saszetkę. Zaśmiała się mówiąc, że nareszcie zaczęłam zbierać coś co mieści się w racjonalnym przedziale cenowym :D. (Mylisz się mamo - z lalkami nie skończyłam. To tylko chwilowy brak oszczędności i zdobywanie umiejętności wyszukiwania tych, teraz nazwiemy je 'unikatami' z przed reboot'u. Ja nadal kolekcjonuję lalki mamo. Spokojnie.) Zawsze mogę zacząć kolekcjonować korki od butelek.

No dobrze, Już koniec przynudzania... na śmierć bym zapomniała! Chciałabym z tego miejsca (właśnie siedzę sobie na moim łóżeczku, które już woła mnie żeby skorzystała z jego usług ) bardzo mocno uściskać dziewczynę Colorful Girl. Każdy Twój komentarz czytam po kilka razy nadal nie mogąc uwierzyć, że istnieje taka genialna osoba :>. Potrafię przeczytać Twoje komentarze tylko po to żeby poprawić sobie humor i przypomnieć dlaczego robię to co robię i co tak naprawdę daje mi radość. Właśnie dla takich osób, mimo wszystkich przeciwności, warto się starać, warto ciągnąć dalej to, co się zaczęło. Dziękuję.

Podziwiajcie... lub płaczcie? Jasne, stać mnie na lepsze fotki. Ale jeśli wiem, że za każdym razem daję z siebie wiele, to czemu następnym razem nie mogę dać z siebie jeszcze więcej? Późna godzina... moje wypowiedzi nie mają właśnie najmniejszego sensu... (a potem będę to wszystko czytać i śmiać się jakie głupoty popisałam). :D

 Swoją drogą (Julia jest 02:08 .-.) Robecca to prześliczna lalka. Mam wrażenie, że niewiele osób ją zauważa... w sensie - eh. Ja sama nigdy nie zwracałam na lalki uwagi tak jak ostatnio. Zaczęłam doceniać najdrobniejsze detale każdej pojedynczej 'sztuki'. Przyglądam się jak jest skonstruowany poszczególny face mold różnych lalek, szukam jakichś ukrytych, szczególnych cech. Czasem mam głupie wrażenie, że te lalki... one żyją. Gdzieś w moim pokoju stojąc na tych stojakach - one po prostu sobie żyją. Nawet nie że chodzą, rozmawiają - nic z tych rzeczy. Po prostu każda z nich ma coś, jakby to ująć 'do zrobienia' i po coś została stworzona. Od jakiegoś czasu zupełnie zmieniłam podejście do tego całego kolekcjonerstwa. Każda z modelek w mojej kolekcji stała się pojedynczą, wyjątkową i unikalną pod każdym względem bohaterką. Cieszy mnie to. Jeszcze ważniejsze stały się dla mnie rzeczy... zwykłe rzeczy. Cieszę się, że potrafię szanować takie niewielkie 'kupki plastiku'.
 Twarz Robeccy... tak jakbym ją już gdzieś widziała. Jest piękna. Odważna, silna i niezależna. Tak wygląda w moich oczach. Dzika i nieposkromiona. Zawsze  bierze odpowiedzialność za swoje czyny. I zawsze jest gotowa na nowe wyzwania rzucane przez życie.








 A te zdjęcia oglądam słuchając tego






















 Dla mnie to jest bardzo, bardzo ładne zdjęcie. Zwykłe buty, ale jakie ładne :D.








Dziękuję, że mogłam dzisiaj stworzyć dla Was tego posta. To była dla mnie czysta przyjemność. A teraz pozwólcie, że udam się do spania, bo kompletnie nie widzę klawiatury. Hej... uśmiechnij się :>.
Do następnego!

Komentarze

Popularne posty