Lalki o wielu twarzach - moja przygoda z customem Pullip

Witam serdecznie w dzisiejszym poście!

Piosenka (pomiń jeśli masz dość Aurory - ja mogłabym słuchać jej piosenek non stop)



Może się wydawać, że gnam z postami jak dzika, ale mam wiele pomysłów na nowe notki i realizuję je gdy tylko znajduję chwilę wytchnienia.

Dzisiejszy dzień był chyba jednym z najlepszych w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Ostatnio zaczęłam z przyjaciółką wychodzić na krótkie spacery po osiedlu, przy okazji wyprowadzałyśmy jej psa, więc przyjemne z pożytecznym. Dzisiaj? Dziś totalnie pofrunęłyśmy 'w las' - dosłownie i w przenośni. Wystarczy przejść kawałek drogi, jakieś 10-15 minut spacerem od naszego osiedla i dochodzi się do lasku miejskiego. Miejski, ale jednak lasek, dużo drzew, ścieżka zdrowia i o dziwo nie było tłumów ludzi. Spontanicznie wyszło z tą naszą wyprawą, bo nie chciałyśmy żeby zastal nas mrok, ale po względnym oszacowaniu ile mamy czasu do zachodu słońca, spędziłyśmy chyba ponad godzinę na śmianiu się, wieszaniu na drążkach ze ścieżki zdrowia, rzucaniu szyszkami w tarczę i robieniu wszelkiej maści wygibasów. Wszystko bezpiecznie w maskach, ale nawet i one nie powstrzymały naszych dobrych humorów.
Dzisiejszy spacer był jak zimny prysznic - w dobrym sensie. Zapomniałam już jak to jest się śmiać, a dzisiaj prawie się oplułam. Dobrze, że nie założyłam okularów, bo jeszcze wpadłabym na drzewo.

Po tym wstępie przejdę do realizacji tematu, bo pomimo że brzmi dosyć klasycznie-lalkowo, to jednak historia moich pullipowych customów ciągnie się aż (tylko) po kwiecień 2018 roku, czyli mijają dwa lata od kiedy przemalowałam moją pierwszą Pullip. W ciągu tych dwóch lat nie wykonałam zbyt wielu prac, ale to w sumie lepiej, bo będzie mniej czytania i zdjęć...  Co ja gadam! Zapraszam na podróż do krainy malowanych buziek...

Zacznę od tego, że na blogu pojawiały się już zdjęcia mojego pierwszego lalkowego repaintu. Taki początek Początek (przez wielkie 'P') to było przemalowanie starej basicowej Operetty, ale nie dziś o Monsterkach. Tak czy siak otworzyła mi ona furtkę i zaopatrzyła w chęci do dalszego działania.

Po zakupie Chloe ja po prostu nie mogłam się powstrzymać, tak bardzo marzyła mi się lalka po repaincie, inna niż wszystkie, niepowtarzalna. No i stało się - postanowiłam zaryzykować i Pullip Tiphona poszła pod lakier i całą resztę plastycznych narzędzi. Jednym słowem - operacja.
To co jeszcze bardziej przyczyniło się do podjęcia decyzji o przemalowaniu buzi stockowej lali, to właśnie jej oryginalny makijaż. Był piękny, to jasne, ale lalka nie miała w sobie 'tego czegoś'. Była po prostu ładna, a ja chciałam żeby była niepowtarzalna. I oczywiście,  że bardzo obawiałam się tego co wyjdzie. To trochę jak rosyjska ruletka - gdy nie masz doświadczenia, pozostają Ci tylko minimalne umiejętności i dobre chęci. A co z tego wyjdzie? Okazuje się po fakcie...

I tak oto z ładnej lalki-blondynki zrobiłam brunetkę-pieguskę :D


Pullip Tiphona - w stocku i oryginalnym makijażu. Samiuśki początek.



Powyższe zdjęcie odgrzebałam z instagramowego archiwum. Jeszcze jedną rzeczą, przez którą pokusiłam się do majstrowania przy makijażu był fakt, że brązowy wig ani trochę nie pasował do twarzy Chloe. Nie podobało mi się jak to wyglądało... totalnie nie.


To jedno ze zdjęć z sesji w poście z kwietnia 2018 roku. Byłam z siebie niezwykle dumna, jak na pierwszy raz lalka wyglądała dość naturalnie, przyzwoicie, no i ogólnie wszystko grało mi kolorystycznie. Byłam zadowolona z efektu i dość zaskoczona jak wyszła całość. Największej zmianie uległy brwi, usta i policzki, natomiast nic nie zmieniałam na powiekach - tych zamykanych i tych na twarzy... wiecie o co chodzi :P.

I tak Chloe żyła sobie w brązowych włosach i ciemniejszym face-upie. Minął dokładnie rok a ja zdałam sobie sprawę, że chcę wrócić lalkę do pierwotnej wersji. (Dodatkowo byłam jeszcze mało sprytna w tamtych latach i mało obeznana - borykałam się z problemem chwiejnej głowy na obitsu... Ale spoko - teraz już wszystko wiem. Szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale, czyż nie?) Może nawet nie tyle co do pierwotnej wersji, ale przynajmniej znów odziać ją w stockowy ciuszek. No ale co się okazało? Wszystko pasowało do siebie jak wół do karety. Stwierdziłam wtedy beznamiętnie - nie mam nic do stracenia. Życie mija, starzejemy się... wróć - lakier w dłoń i do roboty!

Postawiłam na zdecydowany makijaż, radykalne rozwiązania (mocne słowa) i puściłam wodzę wyobraźni co do całego imagu. Ostatecznie moim oczom ukazała si duma wszystkich repaintowych potyczek. Oczywiście, że nie spodoba się wszystkim - krytyczne oko zawsze gdzieś się nam wyrywa. To nadal amatorska praca i jakby tak na to spojrzeć - wyszła super. Poniższa i ostateczna wersja Chloe przetrwała do dnia dzisiejszego i nie zanosi się żebym miała cokolwiek w niej zmieniać. Tak czy siak trzymam wszystkie lalki w firmowych ubraniach, także NARESZCIE wszystko ze sobą gra i buczy.






Mimo, ze na tym zdjęciu jest bez wiga to wygląda jak najsłodszy pączuś na świecie XD. Zauroczyłam się w całej tej lalce na nowo. Aktualnie podoba mi się tysiąc razy bardziej niż pudełkowa, pierwotna wersja.


I na tym kończy się historia Chloe. Sporo przy tych malowankach nabyłam wiedzy i nawet teraz, mimo że nie tworze nic na tę chwilę, codziennie staram się podpatrywać różne techniki, zapisywać inspirujące makijaże, aby na przyszłość mieć bazę wiedzy do pracy. Ah gdyby tylko jeszcze ktoś zesłał na mnie deszcz pullipowych twarzyczek! (Nieco przerażająca wizja...)


Drugą bohaterką, która również miała już swój debiut, będzie Claudia. Dlaczego miała? A dlatego, bo na tym blogu zawitała jako Violet. I była moim pierwszym make it ownem.


Postanowiłam przełamać się i stworzyć lalę całkowicie od podstaw. Zamówiłam Make It Own Kit w kolorze mocha, a bardzo chciałam naturalny czy jasny kolor skóry. Jak na złość nie było, ale moja chęć stworzenia kolejnej buzi była silniejsza. Ułożyłam w głowie jakąś wstępną koncepcje i zabawa się zaczęła. 

Panie i Panowie ile z tym było jazdy! Jakby - ogólnie rzecz ujmując wszystko szło na początku super. Pierwsze oblicze Violet prezentowało się tak:



Tutaj to się już z niczym nie ograniczałam. Chciałam w niej zawrzeć coś z brwi Chloe, trochę odmiennych akcentów typu biały liner, oczy w stylu Pullip Lupinus czy Dal Quince... i wyszedł taki misz masz. Do tego wszystkiego miałam niewielki wybór kolorów suchych pasteli. Ta wersja Violet powstała w sierpniu 2019 roku i więcej jej zdjęć pojawiło się w tym poście. Wtedy byłam zadowolona z efektu, ale gdybym teraz miała ocenić całą pracę - stanowcze nie. Znów coś mi się nie podobało, nie pasowało do siebie, któryś z instrumentów nie stroił.

I to w zasadzie byłoby wszystko jeśli chodzi o 'oblicza Violet', bo potem koleżanka zmieniła nie tylko wygląd, ale i imię. Po walce z tym misz maszem powstała Claudia. I zamieszkuje moją półkę do dziś w takiej formie:







Ma na sobie bluzeczkę ze stronki PullipWorld (Coolcat), sukienka jest z AliExpress, buciki to też PullipWorld (Coolcat) tak samo podkolanówki (Coolcat), do których doszyłam jakimś cudem koronkę. Opaska z pereł to twór mojej mamy, a kokardka jest ze sklepu z tanią biżuterią i akcesoriami do włosów. Na tę chwilę na półce stoi ubrana w te same ciuszki, ale ma biały golfik i trampki w kwiatki z Ali. 

Co do aktualnego makijażu - moim zdaniem pasuje jej i wygląda naprawdę przeuroczo. Może nie ma takiego 'pazura' i efektu jak przy Chloe, ale Claudia to prześliczna lalka i od kiedy nosi tę twarzyczkę, zapałałam do niej ogromną sympatią. Ponadto cieszy mnie, że nie jest jednak kolejną bladą modelką w kolekcji. Bałam się pracować z ciemniejsza karnacją, jednak wszystko wygląda teraz tak jak powinno i prezentuje się zadziwiająco dobrze. Po więcej fotek Claudii zapraszam na lalkowego instagrama (@dollblogirl) - tam coś wrzucę od czasu do czasu. 

To chyba wszystko. Nie było dużo tych przeróbek jak widać, ale mimo wszystko czegoś się nauczyłam i marzy mi się zrobić kolejną lalę. Ale co za dużo, to niezdrowo. Dziś była to szybka wycieczka w zasadzie po samych efektach. W planach mam przetoczenie siebie samej (i wszystkich czytelników oczywiście) po osobistych lekcjach repaintowych, czego się nauczyłam, chciałabym zebrać w jednym poście moje inspiracje, ciekawe konta na Instagramie, jakie style mi się podobają i jeszcze więcej. Ale do tego musiałabym już się dłużej przygotowywać, także to nie będzie dobry post na pisanie go po nocach.

Claudia oprócz obecnego stroju otrzymała od mojej mamy cudowną sukienkę, własnoręcznie szytą. Jest ciutkę szersza niż ciało lalki, ale wygląda bardzo dostojnie i elegancko na Claudii. I to właśnie tę sukienkę miałam na myśli mówiąc, że Claudia i Claude (Kapelusznik) idealnie do siebie pasują. Są parą, ale co ważniejsze łączy ich ogromna przyjaźń i zamiłowanie do herbaty.


Na dziś kończę i lecę do spania. Ale co poradzisz - jak nie w nocy, to kiedy ja ma się uzewnętrzniać lalkowo?

Bye!







Komentarze

  1. Pamiętam te wszystkie pullipowe perypetie! Zarówno repaint Chloe jak i Violet :D A Claudia spodobała mi się szczególnie, bo mam ogromną słabość do lalek o ciemniejszej karnacji. Jej sukienusia jest przeurocza. No i sukienka Twojej mamy - majstersztyk <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, i w imieniu mamy również! Wydaje mi się, że właśnie lalki z ciemną karnacją mają coś w sobie, ale nadal nie są aż tak doceniane. Cieszę się, że Ci się podoba :D

      Usuń
  2. Nowy makijaż Chloe wygląda jak udoskonalona wersja stockowego, a Claudii niesamowicie pasuje ten wig i kolorowy makijaż <3.
    Moja mama jest zbyt leniwa żeby szyć ubranka dla moich lalek, chociaż ostatnio pomagała mi szyć spodenki, więc jest progress :D.
    Ja naprawdę uwielbiam czytać Twoje posty, im więcej tym lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi takie komentarze dają kopa! Dobre i uszycie spodenek... im dalej w las, tym więcej grzybów :P Ściskam i dziękuje za obecność na blogu <3

      Usuń

Prześlij komentarz

To co napiszesz w komentarzu świadczy o tym ile posiadasz kultury. Bądźmy dla siebie mili! ♥

Popularne posty